IDŹ NA „ŁATWIZNĘ”

O wierze napisano już chyba wszystko…

Powstały dzieła wielkich tego świata, papieskie encykliki, rozprawy naukowców, dziennikarskie artykuły, a nawet portale internetowe. Pisanie kolejnej rzeczy o wierze byłoby zatem czystą arogancją. Pozostaje zatem tylko...

ŚWIADECTWO WIARY.

Dla mnie, zwykłego człowieka, a jednocześnie żony i mamy trójki dzieci, nauczyciela
i wychowawcy młodzieży, najpiękniejszą definicją wiary jest ta z Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Wiara to osobowe przylgnięcie do Boga”. Najpiękniejsze, bo najbardziej kojarzone z miłością rodzicielską. Tak jak dziecko potrzebuje przytulenia, przylgnięcia do mamy czy taty, tak bez przylgnięcia do Boga, bez zawierzenia Mu, bez bezgranicznego oddania się Mu, po prostu nie da się żyć.

Wierząc Bogu i w Boga łatwiej dźwigam codzienny krzyż, łatwiej mierzę się z trudnymi sytuacjami: zawodowymi niepowodzeniami, chorobą czy nawet śmiercią. Wiara jest siłą napędową mojego życia, przeświadczeniem, że nie jestem tu bez sensu, na chwilę, po której nastąpi nicość, bezład i chaos. Wierząc, czekam na coś piękniejszego niż to, czego doświadczam na co dzień. Wiara jest kołem ratunkowym, które pozwala utrzymać mi się na powierzchni bezsensu, którego przecież każdy z nas czasami doświadcza.

Niewątpliwie wierzy się łatwiej, gdy wiarę przejmuje się niejako „w genach”. Pochodząc
z rodziny głęboko wierzącej, niejednokrotnie widziałam rodziców klękających razem do wspólnej modlitwy, wybierających się razem na Mszę świętą czy nabożeństwo. Wtedy człowiek żyje w przeświadczeniu, że po prostu nie ma innej alternatywy, że inne życie jest niemożliwe. Tym bardziej szanuję ludzi poszukujących Boga, zadających pytania o głębszy sens życia.

A zatem, tak jak dziecko wdrapując się na kolana mamy czy taty domaga się fizycznej obecności rodzica, tak ja – człowiek wierzący – domagam się namacalnej wręcz obecności Boga, kontaktu z Nim. Poszukuję Go w okruchach życia, czasami w pośpiesznie szeptanym pacierzu
w samochodzie w drodze do pracy, w uśmiechu dziecka, dziesiątku różańca, czy po prostu
w rozgardiaszu dnia codziennego.

Bo wierząc upraszczam sobie życie...
Wierząc żyje się łatwiej, dużo łatwiej...


mf